Chodnik, ulica, szkolne boisko, może orlik, czy park – oto miejsca letnich zabaw większości dzieci. Czy ktoś jeszcze gra tam w dwa ognie, w klasy, w krowę, w wyścigi kapsli, czy w kulki? Chowanego i berek królują zaraz po rowerach, hulajnogach, PSP i telefonach komórkowych? A może ta kolejność jest nieco inna… Sami wiecie doskonale.
Jak nadal bawić się wyobraźnią za pomocą najprostszych przedmiotów i zabawek? Chodniki i asfalty niech staną się naszą księgą otwierającą niekończącą się opowieść! Trochę kredy i zaczynamy czarować.
Na początek przenosimy się wehikułem czasu na podwórka, gdzie nasze babcie, kiedy były małymi dziewczynkami (w co czasem trudno uwierzyć), skaczą na jakichś namalowanych kratkach i zbierają coś, czym rzucały. O co tu chodzi? Na chodniku rysujemy kredą „chłopka”, czyli naszą planszę gry. Jego wersji jest wiele i każda jest dobra. My proponujemy jak na schemacie obok. Grę rozpoczyna rzucający kamykiem, szkiełkiem (tak, tak, nasze babcie bawiły się w recykling, gdy jeszcze nikt nie wiedział, co oznacza ten termin), albo woreczkiem i stara się trafić w pierwsze pole. Jeśli trafi, zaczyna się jego kolejka i może rozpocząć skoki (zwykle na jednej nodze). Trzeba skoczyć kolejno na każde pole, a na podwójnych rozstawić nogi na oba pola. W innych wariantach, gdzie w jednym rzędzie są trzy lub cztery pola, można było czasami prawie zrobić szpagat! Na „główce” robi się skok z obrotem i wraca, zabierając po drodze szkiełko, kamyk, czy rzucony woreczek. Następny ruch, to rzut do kolejnego okienka i skakanie od początku całej naszej planszy itd. Koniec kolejki jest wtedy, gdy gracz nie trafi na właściwe pole, albo podczas skakania nadepnie na linię „chłopka”. Gra ta w fantastycznie prosty sposób rozwija zmysł równowagi i celność rzutów.
Kiedy już zmęczyliśmy się skakaniem, które rozwijało ogólną sprawność, stymulowało tworzenie się nowych połączeń pomiędzy półkulami mózgowymi, czyli zapobiegało w pewnym sensie dysleksji i wyprodukowało w nas całkiem przydatną dawkę endorfin - możemy nieco wyciszyć się przy innej zabawie.
Fortuna kołem się toczy (nie mylić z pieniądzem; chodzi o rzymską boginię losów ludzkich), zatacza krąg życia, jak śpiewa Elton John, i tak powoli kołujemy, lądując przy mandali. Mandala na odpoczynek? Czym w ogóle jest ta mandala? To praca plastyczna tworzona różnymi technikami, na planie koła, w stanie wysokiego skupienia, a w buddyzmie metoda medytacji (usypywanie mandali z barwionego piasku). Odzwierciedla ona stan psychiczny autora, odkrywając między innymi to, co ukryte jest przed jego świadomością. Przemawia językiem barw i symboli. Po stworzeniu mandali możemy pokusić się o jej interpretację, patrząc na nią jak na obraz swojej duszy. Jednakże interpretacja taka nie jest konieczna, gdyż już sam proces tworzenia mandali jest terapią. Współcześnie mandale spopularyzował w Europie Carl Gustav Jung - współtwórca psychoanalizy, odkrywając mandalę jako sposób terapii. U swoich pacjentów zauważył, że w chwilach dezorientacji i utraty punktu odniesienia kreślą nieświadomie koliste rysunki. Jung uznając, że mandale są wyrazem dążenia do ładu i przedstawiają zjednoczenie zwalczających się przeciwieństw, wykorzystał tworzenie mandali i pracę z nimi do wyprowadzania pacjentów z nerwic, depresji i psychoz. /1/
Ciekawym jest także fakt, że na Kujawach, w XIX wieku, istniała tradycja ozdabiania glinianych podłóg, podwórzy, czy ścieżek prowadzących do domów, wzorami sypanymi z piasku. Królowały motywy roślinne (podobne do tych na meblach kujawskich) lub geometryczne. Gospodynie upiększały tak swoje obejścia na różne święta , czy z okazji wizyt gości. Jakże podobne pomysły mają ludzie na całym świecie! Szkoda, że nie możemy już spytać tych gospodyń, jak czuły się po wykonaniu tak ulotnych ornamentów, co opisywał to Jung u swoich pacjentów, po wykonaniu mandali. /2/
Wystarczy dziecku na początek narysować kredą koło na chodniku i dać do dyspozycji kolorową kredę. Wystarczy skupić się na wypełnieniu jej rysunkiem, który podyktuje natchnienie małego autora. Warto zacząć od małego koła, a w następnych dziełach je stopniowo powiększać.
W tworzeniu atmosfery sprzyjającej malowaniu mandali może pomóc chwila wyciszenia dźwięków i głosu, kilka głębokich oddechów, przeciągnięcie się, aby rozluźnić napięte mięśnie, a posłuchanie muzyki relaksacyjnej z pewnością nie zaszkodzi.
Niektórzy nauczyciele proponują kilka zasad przy malowaniu mandali:
- należy zawsze malować w określonym kierunku: albo od środka koła ruchem spiralnym w stronę okręgu, lub od okręgu zmierzając ruchem spiralnym do środka koła
- malujemy tylko ulubionymi kolorami /3/,
- podczas malowania zachowujemy ciszę i nie spieszymy się,
- każdej mandali nadajemy tytuł, po jej stworzeniu, dyktowany pierwszym wrażeniem,
- tematyka jest dowolna: od abstrakcji po elementy z otoczenia, natury i kultury.
Dochodząc do granicy koła życzymy głębokiego i prawdziwego spokoju wewnętrznego, a przy okazji rozwoju umiejętności manualnych i twórczych!
autor: Paulina Suberlak
/1/ Carl Gustav Jung, Mandala. Symbolika człowieka doskonałego, Wyd. Brama, Poznań 1993
/2/ Wystawa stała "Tajemnice codzienności..." w Muzeum Etnograficznym w Toruniu (od 28/01/2010)
/3/ B. Panek, K. Pękała, Innowacja pedagogiczna „Magiczne koło”, 2006